Przyszedł czas by opisać naszą największą blogową zaległość - wyprawę do Kachetii.
Udaliśmy się do niej z najlepszymi przewodniczkami: Nato oraz Qeto, które zabrały nas po prostu w swoje rodzinne strony.
Ale przejdźmy do rzeczy: najprawdopodobniej gruzińskie słowo g'vino dało początek łacińskiemu vinum, a dalej wine, wein, wino, vino i vin. Dlaczego? Bo właśnie Gruzja, a konkretnie Kachetia, jak potwierdzają badania naukowe, jest najstarszą kolebką winiarstwa na świecie. Pierwsze odnalezione ślady produkcji wina na tych terenach pochodzą z VII wieku p.n.e.
Wino dojrzewa według tradycyjnej receptury w naczyniach zwanych "quevri"...
...które zakopuje się po samą szyjkę w ziemi:
...i czeka.
Justyna z lubością prezentuje szczotkę do czyszczenia quevri
Z winogron kachetyjczycy wyrabiają też inny słynny na całą Gruzję przysmak - czurczhele. Są to orzechy polane zastygłą masą z soku winnego (tatara). Nawija się "nabitą" orzechami tatarę na sznurek i suszy. Wyśmienite, słodkie, kaloryczne. Idealny prowiant w góry.
Uwaga jednak na czurczhelowych oszustów. Najpewniejsze czurczhele kupicie właśnie w Kachetii oraz niektórych punktach w Tbilisi. Gruzja niestety pęka też w szwach od sprzedawców niesmacznych, starych czurczhel. Kto spróbuje kachetyjskich nigdy nie da się oszukać "czurczhelowej babie". :)
Pierwszego dnia, po przyjeździe, zostaliśmy oczywiście ugoszczeni po gruzińsku.
śpiewom i tańcom jakie pokazano nam w Kachetii poświęcimy osobny post,
jest to bowiem temat rzeka :)
Nazajutrz dzień zaczął się bardzo wcześnie. Justyna zarządziła bowiem oglądanie wschodu słońca:
Tak się bawi, tak się bawi.... Ju-sty-nka!
Było jednak warto. Widoki w Kachetii potrafią być naprawdę czarujące:
Kachetia może poszczycić się także, jak prawie każdy region w Gruzji, bogatą sztuką sakralną.
To tutaj znajduje się drugi najwyższy kościół (po tbilijskiej Cmindzie Samebie) w Gruzji - Alaverdi:
Jest to główna świątynia prawosławna tego regionu. Monastyr został wybudowany w XI wieku.
Prawdziwe religijne serce Kachetii bije jednak kilka kilometrów dalej - w Ninocmindzie.
Tutaj bowiem pochowana jest Św. Nino, apostołka Gruzji, czczona nie tylko przez gruzińskich wyznawców prawosławia, ale także cały katolicki świat.
Kolejny punkt to kompleks klasztorny w Ikalto, składający się z trzech cerkwi. Dawniej znajdowała się tutaj także akademia, zburzona w XVII wieku przez Persów.
Uczniem wspomnianej akademii miał być narodowy wieszcz Gruzinów, Szota Rustaveli:
"Witeź w tygrysiej skórze" S. Rustavelego to gruzińska epopeja narodowa.
Kolejny obiekt sakralny to Szuamta - prawdziwa perła, pamięta bowiem siódme stulecie.
Kopułą nawiązuje on do kościoła Dżwari w Mckhecie:
Widok wnętrza jest jednak przygnębiający. Cerkiew jest w haniebnym stanie:
Na naszej drodze udaliśmy się też do Gremi. Miasta, które istniało jedynie 150 lat. Było jednak stolicą całego królestwa Kachetii. W 1616 roku zostało zniszczone przez Abbasa I, szacha Persji.
Nad miastem góruje kościół Św. Archaniołów (Mtawar Angelozi) z dzwonnicą oraz zamkowa wieża...
a w wieży królewskie luksusy.
Kościół Mtawar Angelozi.
W kościele trafiliśmy na liturgię ślubną.
Uff... z obiektów sakralnych został nam ostatni. Już jednak na nieco mniej poważnie. Z Justyną już na zawsze zapamiętamy tą cerkiew jako "kościół świńskich głów". :)
Mowa o monastyrze Nekresi.
Jest to jedyny kościół w którym za zgodą władz duchownych można zabić pobłogosławioną... świnię.
Wiąże się to z legendą, że podczas ataków muzułmańskich na klasztor zakonnicy mieli rzucać w najeźdźcę świńskimi głowami, co oczywiście skutecznie przestraszyło wyznawców islamu.
Cóż jeszcze ma nam do zaoferowania Kachetia?
Signaghi, urocze miasteczko nazywane "miastem zakochanych". Niestety z powodów obiektywnych musieliśmy skrócić nasz pobyt w tym malowniczym miejscu do zaledwie godziny.
Możemy je Wam jednak w pełni zarekomendować.
Z długiego muru otaczającego miasto rozpościerają się wspaniałe widoki. Swoją długością ustępuje on tylko Wielkiemu Murowi Chińskiemu.
Miasteczko ma w sobie coś z włoskiego klimatu.
W Kachetii punktem obowiązkowym jest oczywiście miasto Telavi, w którym spędziliśmy 3 dni. Miasto ma do zaoferowania jedyny dobrze zachowany średniowieczny pałac w Gruzji. Moim skromnym zdaniem zdecydowanie jednak ustępuje Signaghi w którym warto spędzić więcej niż jeden dzień.
Będąc w Kachetii nie popełnijcie też naszego błędu - odwiedźcie skalne miasto David Garedża!
Na koniec supra po kachetyjsku, czyli jak pić wino to... z dachówki!
Tradycja jest autentyczna. Istnieją nawet zawody, kto bardziej obleje się przy piciu winem.
Zakończmy więc toastem:
Gaumar... dżos!
Gaumar... dżos!
Gaumar... dżos!