czwartek, 3 października 2013

Kachetia

Przyszedł czas by opisać naszą największą blogową zaległość - wyprawę do Kachetii.


Udaliśmy się do niej z najlepszymi przewodniczkami: Nato oraz Qeto, które zabrały nas po prostu w swoje rodzinne strony.

Ale przejdźmy do rzeczy: najprawdopodobniej gruzińskie słowo g'vino dało początek łacińskiemu vinum, a dalej wine, wein, wino, vino i vin. Dlaczego? Bo właśnie Gruzja, a konkretnie Kachetia, jak potwierdzają badania naukowe, jest najstarszą kolebką winiarstwa na świecie. Pierwsze odnalezione ślady produkcji wina na tych terenach pochodzą z VII wieku p.n.e.

Wino dojrzewa według tradycyjnej receptury w naczyniach zwanych "quevri"...


 ...które zakopuje się po samą szyjkę w ziemi:


...i czeka.


Justyna z lubością prezentuje szczotkę do czyszczenia quevri

Z winogron kachetyjczycy wyrabiają też inny słynny na całą Gruzję przysmak - czurczhele. Są to orzechy polane zastygłą masą z soku winnego (tatara). Nawija się "nabitą" orzechami tatarę na sznurek i suszy. Wyśmienite, słodkie, kaloryczne. Idealny prowiant w góry.



Uwaga jednak na czurczhelowych oszustów. Najpewniejsze czurczhele kupicie właśnie w Kachetii oraz niektórych punktach w Tbilisi. Gruzja niestety pęka też w szwach od sprzedawców niesmacznych, starych czurczhel. Kto spróbuje kachetyjskich nigdy nie da się oszukać "czurczhelowej babie". :)

Pierwszego dnia, po przyjeździe, zostaliśmy oczywiście ugoszczeni po gruzińsku. 


śpiewom i tańcom jakie pokazano nam w Kachetii poświęcimy osobny post, 
jest to bowiem temat rzeka :)

Nazajutrz dzień zaczął się bardzo wcześnie. Justyna zarządziła bowiem oglądanie wschodu słońca:



Tak się bawi, tak się bawi.... Ju-sty-nka!

Było jednak warto. Widoki w Kachetii potrafią być naprawdę czarujące:



Kachetia może poszczycić się także, jak prawie każdy region w Gruzji, bogatą sztuką sakralną.

To tutaj znajduje się drugi najwyższy kościół (po tbilijskiej Cmindzie Samebie) w Gruzji - Alaverdi:


Jest to główna świątynia prawosławna tego regionu. Monastyr został wybudowany w XI wieku.

Prawdziwe religijne serce Kachetii bije jednak kilka kilometrów dalej - w Ninocmindzie.


Tutaj bowiem pochowana jest Św. Nino, apostołka Gruzji, czczona nie tylko przez gruzińskich wyznawców prawosławia, ale także cały katolicki świat.

Kolejny punkt to kompleks klasztorny w Ikalto, składający się z trzech cerkwi. Dawniej znajdowała się tutaj także akademia, zburzona w XVII wieku przez Persów. 


Uczniem wspomnianej akademii miał być narodowy wieszcz Gruzinów, Szota Rustaveli:

"Witeź w tygrysiej skórze" S. Rustavelego to gruzińska epopeja narodowa.

Kolejny obiekt sakralny to Szuamta - prawdziwa perła, pamięta bowiem siódme stulecie. 
Kopułą nawiązuje on do kościoła Dżwari w Mckhecie:


Widok wnętrza jest jednak przygnębiający. Cerkiew jest w haniebnym stanie:


Na naszej drodze udaliśmy się też do Gremi. Miasta, które istniało jedynie 150 lat. Było jednak stolicą całego królestwa Kachetii. W 1616 roku zostało zniszczone przez Abbasa I, szacha Persji.


Nad miastem góruje kościół Św. Archaniołów (Mtawar Angelozi) z dzwonnicą oraz zamkowa wieża...

a w wieży królewskie luksusy.


Kościół Mtawar Angelozi.

W kościele trafiliśmy na liturgię ślubną.

Uff... z obiektów sakralnych został nam ostatni. Już jednak na nieco mniej poważnie. Z Justyną już na zawsze zapamiętamy tą cerkiew jako "kościół świńskich głów". :)

Mowa o monastyrze Nekresi.


Jest to jedyny kościół w którym za zgodą władz duchownych można zabić pobłogosławioną... świnię.


Wiąże się to z legendą, że podczas ataków muzułmańskich na klasztor zakonnicy mieli rzucać w najeźdźcę świńskimi głowami, co oczywiście skutecznie przestraszyło wyznawców islamu.

Cóż jeszcze ma nam do zaoferowania Kachetia? 

Signaghi, urocze miasteczko nazywane "miastem zakochanych". Niestety z powodów obiektywnych musieliśmy skrócić nasz pobyt w tym malowniczym miejscu do zaledwie godziny. 

Możemy je Wam jednak w pełni zarekomendować.


Z długiego muru otaczającego miasto rozpościerają się wspaniałe widoki. Swoją długością ustępuje on tylko Wielkiemu Murowi Chińskiemu.


Miasteczko ma w sobie coś z włoskiego klimatu.

W Kachetii punktem obowiązkowym jest oczywiście miasto Telavi, w którym spędziliśmy 3 dni. Miasto ma do zaoferowania jedyny dobrze zachowany średniowieczny pałac w Gruzji. Moim skromnym zdaniem zdecydowanie jednak ustępuje Signaghi w którym warto spędzić więcej niż jeden dzień.

Będąc w Kachetii nie popełnijcie też naszego błędu - odwiedźcie skalne miasto David Garedża!

Na koniec supra po kachetyjsku, czyli jak pić wino to... z dachówki!


Tradycja jest autentyczna. Istnieją nawet zawody, kto bardziej obleje się przy piciu winem.

Zakończmy więc toastem:
Gaumar... dżos!
Gaumar... dżos!
Gaumar... dżos!

/M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz