Ale to jest Gruzja. Gościnna, na przybysza nastawiona, więc w pierwszej kolejności się z nim wita.
Pierwszy dzień w Kutaisi był powitaniem przez duże "p". Pomimo generalnego zaznajomienia się z tematem pt. "Gruzja-życie codzienne", zaskoczenie innością wcale nas
nie ominęło.
Miasto samo w sobie, w wielu miejscach zieje komunizmem, jest poprostu smutne, co w ogóle nie przekłada się na charakater spotkanych na ulicach ludzi. Ci, tak zwyczajnie pogodni, życzliwi wobec nas, ale przede wszystkim względem siebie, wydają się zupełnie akceptować warunki, w których żyją. Otwarci ludzie.
Jak wiecznie otwarte drzwi naszej sąsiadki z piętra:D
To, co jednak najbardziej w Gruzji na pierwszy ogień zaskakuje, to po prostu - totalna nieprzewidywalność.
Przykładów kilka:
->Demoniczne prędkości gruzińskich kierowców, czyli ich reakcja na Ciebie przechodzącego przez ulice: zwolni? przyspieszy?
Krótkie wyjaśnienie: Poruszanie się po drodze w Gruzji to prawdziwa szkoła strategii i szybkiej ucieczki. Szybkiej dla mnie, bo Gruzinin przechodząc przez szeroką dwupasmówkę, gdy pędzi na niego ze wszystkich stron stado nie zamierzających nawet zwolnić samochodów, bynajmniej się nie spieszy. Bo i po co? Przecież zawsze można przystanąć bezpiecznie na podwójnej ciągłej!
-> Pytasz tylko o drogę? Ktoś bierze Cię za rękę, wsadza do właściwego busa!
Po ciut bardziej poważne:
-> Czy woda w kranie w Twoim mieszkaniu jeszcze się kiedyś pojawi?
W naszym tajemniczo znowu zniknęła (oby nie na zawsze!). Dlatego, jak widać, na wycieczki do Maca zawsze zabieramy szczoteczki do zębów:)
Ogólne wrażenia? Mega pozytywne! Czujemy się dobrze, jesteśmy zaopiekowani przez naszych znajomych Gruzinów, dzięki którym zwiedzamy i dowiadujemy się o wiele więcej, niż jako samotnie błądzące po kutaiskich ulicach turysty!
Ale o tym, co widzieliśmy już w następnym poście!
/J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz